Jak spędzić jeden dzień w Saint Lucia – atrakcje, ciekawe miejsca i wskazówki

Saint Lucia lub też w skrócie St. Lucia (nazwa wyspy nie ma polskiego odpowiednika), to średniej wielkości wyspa położona pomiędzy francuską Martyniką a wyspą St. Vincent. Stolicą St. Lucia jest malutka miejscowość portowa – Castries. St. Lucia nie jest zbyt znaną wyspą, przynajmniej wśród Europejczyków. Po obejrzeniu cudownych zdjęć znajomych, którzy byli tam wcześniej, wiedziałam, że muszę tam pojechać. Dlatego właśnie bardzo zależało mi na znalezieniu rejsu, podczas którego jednym z portów byłaby St. Lucia.

Kiedy kilka dni przed przypłynięciem do portu zaczęłam planować, jak spędzić dzień w St. Lucia i przyznam, że głowa mnie rozbolała. Okazało się, że wyspa jest naprawdę bogata w różne atrakcje turystyczne i ciężko było bardzo zdecydować się na jedną opcję. Z jednej strony bardzo korciła mnie wyprawa w góry Pitons, z drugiej strony chciałam bardzo zobaczyć słynny diamentowy wodospad. Kąpiel błotna i wulkan również wydawały się interesujące. Ehhh… a wiedziałam, że mam jedynie kilka godzin do zagospodarowania, więc musiałam tak naprawdę wybrać jedną z tych opcji… Ponieważ czasami trudno jest mi zdecydować się na jedną rzecz i żyć ze świadomością, że mogłam wybrać lepiej, albo, że byłam tam i nie zobaczyłam tego i tego, więc zdecydowałam się postawić na całodniową wycieczkę po wyspie.

Wycieczkę całodniową, która obejmowała część na lądzie oraz część na wodzie (katamaranem) zakupiliśmy na statku. Koszt takiej wycieczki to 68 funtów (ok 350 zł). Wycieczka rozpoczęła się o godzinie 9 rano, a na statek wróciliśmy ok 17. Wycieczka obejmowała wszystkie przejazdy, bilety wstępu, opiekę przewodnika, obiad i napoje na katamaranie. Suma summarum, nie była to wygórowana cena. Jeżeli zdecydowalibyśmy się na zwiedzanie wyspy na własną rękę, wtedy na pewno wydalibyśmy więcej na taksówki. Na transport publiczny na wyspie bowiem nie ma co liczyć.

Zwiedzanie tak jak wspomniałam zaczęliśmy o godzinie 9 rano. Grupa liczyła ok 15 osób i po wyspie poruszaliśmy się typowym jak na Karaiby małym busem. St. Lucia jest bardzo górzystą wyspą, z wieloma zakrętami. Jazda samochodem przypomina trochę jazdę w naszych polskich górach, gdzie co 10 metrów jest ostry zakręt. Jeżeli zatem nie lubisz takiej jazdy i wiesz, że Twoj organizm może źle zareagować, lepiej weź stosowną tabletkę zanim wsiądziesz do samochodu w St. Lucia 🙂

Wycieczkę zaczęliśmy od stolicy – Castries. Jest to portowe miasto, gdzie zresztą zacumował nasz statek. Jest to jednocześnie największe i najbogatsze miasto na wyspie. Prawdę mówiąc miasto nie zachwyca i zupełnie nie ma nic do zaoferowania od strony turystycznej. Tak naprawdę żadne z miast na wyspach karaibskich nie ma nic do zaoferowania. Ale w końcu na Karaiby jedzie się po to, żeby podziwiać przyrodę, a nie zabytki 🙂

Z Castries zaczęliśmy wspinać się ku górze. Pierwszym przystankiem był punkt widokowy Morne Fortune, z którego rozprzestrzeniał się widok na Castries. Przyznam, że stolica z lotu ptaka wygląda naprawdę pięknie. Morne Fortune to nie tylko punkt widokowy, ale przede wszystkim miejsce upamiętniające bitwę stoczoną w 1796 z Brytyjczykami. Znajduje się tam też pomnik uwieczniający to wydarzenie.

Naszym kolejnym tym razem „dłuższym” bo aż 15 minutowym przystankiem była wioska rybacka Anse La Raye. Przyznam, że uwielbiam wioski rybackie. Te, które odwiedziałam do tej pory byly naprawdę magiczne, z kolorowymi łódkami na morzu i zazwyczaj targiem rybnym. Wioska rybacka Anse La Raye była dokładnie przeciwieństwem wioski rybackiej, jaką kocham. Było to naprawdę strasznie miejsce. Fakt, było morze i były kolorowe łódki, ale samo miejsce w sobie było co najmniej dziwne. Główna ulica pękała w szwach od straganów z pamiątkami. Lokalsi byli naprawdę bardzo nachalni. Miałam wrażenie jakby naprawdę żyli jedynie z naciągania turystów. Dorośli, a nawet dzieci w podły sposób próbowali wyłudzić pieniądze. Ogólnie nie polecam tego miejsca. Śmiało możesz je skreślić ze swojego planu zwiedzania. Prawdę mówiąc Anse La Raye wprowadziło mnie w zły nastrój i już myślałam, że cały dzień będzie stracony.

Łódki rybackie w Anse La Raye
Łódki rybackie w Anse La Raye
Zatoka w Anse La Raye
Zatoka w Anse La Raye

Całe szczęście okazało się, że St. Lucia ma o wiele więcej do zaoferowania. Po nieszczęsnej wiosce rybackiej udaliśmy się w kierunku ogrodu botanicznego i słynnego diamentowego wodospadu. Po drodze zatrzymaliśmy się w kilku punktach widokowych na szybkie zdjęcia. Mieliśmy również okazję podziwiać słynne dwa wzniesiena na wyspie, które nazywają się Pitons. Widoki były naprawdę spektakularne.

Po półgodzinnej jeździe pod górę i z zakrętami, dotarliśmy do ogrodu botanicznego, który znajduje się w miejscowości Soufrière . Nie jestem wielką fanką ogrodów botanicznych, bo zwyczajnie kwiaty mnie nie zachwycają. Ogród w St. Lucia był jednak naprawdę piękny. Do tego przewodniczka w szczegółowy sposób opisywała każdą roślinę. W ogrodach pracują wolontariusze, którzy oprowadzą Cię po ogrodach jeżeli będziesz tam na własną rękę. Teoretycznie nie pobierają za to żadnych opłat, ale wiadomo – liczą na napiwek.

Po kilkunastominutowym spacerze, dotarliśmy wreszcie do głównego punktu, czyli diamentowego wodospadu. Wodospad uznawany jest za jeden z naturalnych cudów świata i faktycznie jest przepiekny. W tym miejscu zostało nakręconych nawet kilka filmów, np. „Miłość, Szmaragd i Krokodyl” lub „Superman 2”. Jak to przy każdej głównej atrakcji turystycznej, tak i przy diamentowym wodospadzie jest raczej tłoczno. Trzeba szybko pozować do zdjęć, żeby zwolnić miejsce następnym osobom 🙂

W ogrodzie botanicznym znajdują się także gorące źródła do których każdy może wskoczyć. My niestety nie mieliśmy na to czasu, ale podczas naszej wizyty kilka osób korzystało z dobrodziejstw źródeł. Były też tam prysznice, toalety, więc było miejsce na wskoczenie w kostium kąpielowy. Niedaleko źródeł i wodospadu znajduje się także mały kiosk z pamiątkami, lodami i przekąskami.

Ogród botaniczny St Lucia

Po wizycie w ogrodzie botanicznym udaliśmy się prosto w sam środek wulkanu. St. Lucia jest wyspą wulkaniczną. Wulkan Soufriereleży u stóp miasteczka Soufriere, czyli tego samego gdzie znajduje się ogród botaniczny. Podnóże wulkanu jest bardzo turystyczne. Znajduje się tam kilka knajpek i stoisk z pamiątkami. Czynny krater można zobaczyć, a raczej poczuć nawet jeszcze nie będąc na miejscu. Zapach przypomina dosyć charakterystyczną woń zgniłego jajka. Można się do tego przyzywczaić po kilku minutach. Istnieje możliwość wejścia w sam środek krateru z przewodnikiem. Wejścia z przewodnikiem odbywają się co kilka minut i całość trwa kilkanaście minut. Do krateru schodzi się po schodkach, więc nawet osoby o słabej kondycji fizycznej spokojnie dadzą sobie radę. My trafiliśmy na bardzo zabawną przewodniczkę, której intonacja głosu była bardzo melodyjna. Można powiedzieć, że nawet bardziej śpiewała, aniżeli mówiła 🙂

U stóp wulkanu znajdują się także kąpiele błotne, a błoto ma podobno korzystne skutki na skórę i zdrowie. Niestety nie mieliśmy już na to czasu, ale generalnie wyglądało to na dość dobrą zabawę.

Następnym naszym przystankiem była 17-wieczna plantacja Font Doux, a raczej odrestaurowana plantacja, która teraz jest bardziej ośrodkiem turystycznym. Po obiedzie mieliśmy okazję zwiedzić plantację. Tamtejsi pracownicy opowiadali nam jak kiedyś wydobywano sok z trzciny cukrowej, jak robi się kakao, czy pokazywali jak otworzyć kokos. Ogólnie bardzo pozytywne wrażenia.

 

Plantacja była naszym ostatnim przystankiem na lądzie. Po kilku minutach dotarliśmy do portu, gdzie czekał już na nas katamaran. Podróż katamaranem trawała ok 2 godziny. Przez cały czas podziwialiśmy nieziemskie widoki. Przede wszystkim mogliśmy zobaczyś Pitony z drugiej strony, które prezentowały się naprawdę niesamowicie. Zatrzymaliśmy się także na bardzo małej plaży, której niestety nazwy nie pamiętam, gdzie mogliśmy chwilkę popływać. Jak to na wyspie wulkanicznej bywa, plaża była czarna a woda trochę mętna, ale i tak udało nam się zobaczyć kilka ryb 🙂 Podczas rejsu wpłyneliśmy także do zatoki Marigot, która uznawana jest za najpiękniejszą zatokę na Karaibach. Przyznam, że nie rozumiem dlaczego, bo zatoka jest przeciętna i naprawdę nasze europejskie zatoki w Grecji czy Włoszech są zdecydowanie lepsze!

Zatoka Marigot

Po prawie 8 godzinach byliśmy z powrotem na statku. Czy było warto? Zdecydowanie polecam taką całodniową wycieczkę, jeżeli będziesz mieć tylko jeden dzień na zwiedzenie Saint Lucia. Taksówki będą naprawdę droższe jeżeli będziesz chciał odwiedzić wszystkie te miejsca. Czy wrócę na St. Lucia? Na pewno warto było zobaczyć wyspę na własne oczy, a w szczególności Pitony i wulkan. Być może w przyszłości odwiedzę wyspę raz jeszcze przy okazji innego rejsu 🙂

Poniżej znajdziesz mapkę z zaznaczonymi punktami, które ja odwiedziłam. Katamaranem wróciliśmy do Castries z portu, który znajdował się niedaleko wulkanu.

St. Lucia Mapa

Zachęcam jeszcze do obejrzenia krókiego filmiku nakręconego GoPro. Filkim nie jest z całą pewnością oskarowy, ale pokazuje klimat wyspy i jej główne atrakcje.

2 komentarze

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.Wymagane pola są oznaczone *